< powrót

Jesteście grupą teatralną. Latem tego roku zaczęliście pracę z dziećmi i młodymi ludźmi z warszawskiej Pragi. Postanowiliście zaproponować dzieciakom zabawę ze szczudłami. Jak wyglądały wasze działania?
JAKUB:
Przerzucaliśmy przeczytaj jak zrobić szczudłaszczudła przez ramię i szliśmy ulicą Inżynierską wzbudzając zainteresowanie. To wyglądało jak wyjście w pole, albo na bój :). Po kilku dniach ludzie przyzwyczaili się do nas. Szczudła stały się sposobem na komunikację z dziećmi i z młodzieżą. Stwarzają mnóstwo technicznych problemów i dzięki temu dużo łatwiej jest nawiązać przyjazny kontakt. Oczywiście zdarzały się trudniejsze momenty. Czasem pojawiała się niecierpliwość, bo szczudła w pierwszej chwili "nie działają". Co ważne, osoba ucząca się jest zależna od tej, która ją podtrzymuje, i to też jest sposób na nawiązanie serdecznej relacji.

Cofnijmy się w czasie. Dziesięć lat temu założyliście teatr. Jaki to teatr?
DANIEL:
Wpisujemy się w nurt tak zwanego trzeciego teatru związanego z postacią >Eugenia Barby. Robimy spektakle solowe i plenerowe, chodzimy na szczudłach, ale zajmujemy się też pracą nad warsztatem aktorskim.

Jesteście przede wszystkim grupą teatralną – jak to się stało, że zaczęliście realizować projekty społeczne?
KASIA:
Fundacja Wspomagania Wsi poprosiła nas o stworzenie eksperymentalnego projektu dla środowisk popegeerowskich. Przez dwa lata jeździliśmy do jednej wsi i pracowaliśmy z grupą młodzieży, nie po to, żeby założyć zespół teatralny, ale aby uświadomić im, że mogą coś zrobić z własnym życiem. Robiliśmy z nimi teatr, pracowaliśmy z głosem, świetnie zadziałała też capoeira. Cała wieś zapaliła się do tej brazylijskiej sztuki tańca i walki – od najmłodszych dzieci po dorosłych. Ta praca nie miała tylko na celu zapewnienia im ciekawego sposobu spędzania czasu. Nasz cel był inny. We wsi, w której pracowaliśmy, nikt z mieszkańców nie był stamtąd. Większość z nich nie przyniosła ze sobą żadnej tradycji. Brakowało wzorców, brakowało wspólnego kodu etycznego czy wskazówki jak żyć. Chcieliśmy pomóc im w budowaniu procesu kulturowego, który byłby ich własny. To się chyba udało. Po dwóch latach pracy mieli przekonanie, że to oni sprawili, że coś się zmieniło, a nie my.

Skończył się projekt w tej wsi. Sprowadziliście się na warszawską Pragę. Co było dalej?
KASIA: Osiedlając się na Pradze nie chcieliśmy poddać się trendowi kolonizacji. Przeprowadza się tutaj teraz wielu artystów, bo Praga ma fajną atmosferę, stare budynki i swój folklor. Tylko, że to tak naprawdę nie jest żaden folklor – tylko poważne problemy ludzi, którzy tu mieszkają. Poczuliśmy się trochę współodpowiedzialni za to, co się tu dzieje.

Tak, czy inaczej – byliście trochę "spadochroniarzami". W jaki sposób poznawaliście ludzi, którzy tu mieszkają, i wchodziliście z nimi w kontakt?
KASIA:
Zainteresowała nas animacja uliczna. Na samym początku zaczęliśmy od kontaktów ze streetworkerami ze Stowarzyszenia Grupa Pedagogiki i Animacji Społecznej, którzy prowadzą na Pradze znany program "Dzieci ulicy". Poprosiliśmy ich o pomoc w znalezieniu grupy, która chciałaby wziąć udział w naszych zajęciach.

Jak narodził się pomysł, żeby chodzić z dziećmi na szczudłach?
KASIA: Pomysł wziął się z obserwacji, że dzieci, tutaj na Pradze, nie wytrzymują za długo stałej i regularnej pracy. Wiele z nich nawet nie chodzi do szkoły. Zrozumieliśmy, że przychodzenie wciąż do jednej sali – to nie było coś, co mogłoby ich na dłużej utrzymać. Postanowiliśmy zrobić eksperyment i wyjść do nich. To my poszliśmy na ich podwórko. Tam przez dwa tygodnie pracowaliśmy ze szczudłami.

Jak wyglądała ta praca?
KASIA:
Z podwórek wracaliśmy ledwo żywi. To jest ciężka praca fizyczna. Nie byliśmy pewni jak zadziałają szczudła – czy dzieciaki będą chciały się ich uczyć. Myśleliśmy, że zainteresowanie dzieci szczudłami zajmie tydzień. A wystarczyło pół godziny!

Jak budowaliście relacje z dziećmi?
KASIA: To dzieje się w sposób bardzo naturalny. Dzięki szczudłom porozumienie zaczyna się od konkretów – są wysokie, więc trzeba uważać. W szczudłach, jak mówią dzieciaki, nie ma "ściemy". Jest wysoko i niebezpiecznie. To zbliża. Kiedy do kogoś przychodzisz na szczudłach – to znaczy, że mu coś dajesz. Szczudła są tłumaczem – to dzięki nim następuje między nami porozumienie.

Co było najtrudniejsze?
MARTA:
Nie przewidzieliśmy, że będą tak bardzo roszczeniowi. Okazało się, że musimy wprowadzić rodzaj regulaminu, że nie każdy może od razu dostać szczudła, że to wymaga podporządkowaniu się zasadom...

Czy szczudła sprawdziły się w pracy z dzieci i młodzieżą z Pragi – które borykają się z wieloma problemami?
KASIA:
Szczudła to coś, co pozwala dzieciom wejść w dorosłość, ale za pomocą działania, które jest społecznie akceptowalne. To nie jest picie piwa, palenie papierosów czy branie narkotyków. Chyba dlatego – udało się.
MARTA:
Był jeden chłopak, jeden z bardziej agresywnych, który nie od razu załapał się na szczudła, bo chcieliśmy, żeby powstrzymał się od wulgaryzmów i agresji. Kiedy już na nie wszedł, powiedział: "ale fajne – coś można łatwo z górnej półki ukraść". A po kilku dniach mówi do mnie: "słuchaj, a ile takie szczudła kosztują – bo gdyby tak pójść na Starówkę i dzieciakom pokazać, jak się chodzi, i cukierki porozdawać?".

Po czym poznajecie, że projekt powiódł się?
DANIEL:
Doszliśmy do wniosku, że najlepszym i najbardziej naturalnym efektem jest doprowadzanie do takich sytuacji, kiedy dzieciaki zaczynają uczyć następnych. Jeżeli są już pewni tego, co robią, i mogą pokazać młodszym – to znaczy, że projekt działa, a oni czują się odpowiedzialni za innych. Teraz kontynuujemy pracę na sali. Mamy małą grupę – staramy się uczyć ich coraz to nowych rzeczy. Na szczudłach można tańczyć, skakać, grac w piłkę...
KASIA:
Chcemy się ustrzec przed tym, co nazywamy "syndromem flagi". Nie wolno pojawić się w takim miejscu, zamachać czymś kolorowym i zniknąć. Będziemy kontynuować pracę z tą grupą. Dla nas też jest to ciekawe, bo pokazuje nam, jak wiele może teatr, jaka w nim tkwi siła jako w środku komunikacji międzyludzkiej.

Co trzeba mieć w sobie, żeby – jak wy – pracować z taką "trudną młodzieżą"?
DANIEL:
Trzeba mieć sporo siły, żeby zapanować nad grupą, żeby nie dać się "zjeść". To praca nad sobą, ale też taka, w której otrzymuje się coś w zamian. Trudno powiedzieć, że jest to jakieś poczucie sukcesu – bo czasem jest wręcz odwrotnie, ale jest taka świadomość, że jest w tym więcej sensu niż w samym prowadzeniu grupy teatralnej, która ma tylko wymiar twórczych poszukiwań.
KASIA: Dla mnie jest trochę odwrotnie z tą siłą. Dla mnie to jest raczej takie pole badawcze, żeby szukać, gdzie można popuścić. Jak stworzyć takie okoliczności dla ludzi, żeby zrobili coś sami, a nie prowadzić ich twardą ręką.
MARTA:
Moim zdaniem to jest trochę jak uczenie się języków obcych. Gdzieś po sąsiedzku są ludzie, którzy zupełnie inaczej funkcjonują. Właściwie żadne z tych dzieci nie jest nauczone mówić na przykład "dziękuję", ale dają różne sygnały. Nasza praca jest jak uczenie się odbierania tych sygnałów. Uczenie się, jak ludzie z innym bagażem życiowym komunikują się.

Wasze działania zakończyły się paradą – pokazem działań dla społeczności Pragi.
KASIA: Tak, zorganizowaliśmy doroczną paradę w parku, na której zaprezentowaliśmy efekty naszych prac. W Parku Praskim młodzi ludzie pokazali, czego się nauczyli. Prezentowaliśmy chodzenie na szczudłach, żonglerkę i >kobierzec, wciągaliśmy ludzi do zabawy.

Co jest istotą takiego pokazu?
W naszych działaniach ważna jest wymiana – czyli barter. To pojęcie używane przez Eugenio Barbę – zaczerpnięte z ekonomii – oznacza wymianę bezgotówkową. Wspólna parada w parku to rodzaj wymiany – pokazujemy, czego się nauczyliśmy, zapraszamy do kontaktu – wymiany.

Działacie w trudnym środowisku, wykorzystujecie nowatorskie metody – jak myślicie, na co powinny zwrócić szczególną uwagę osoby, które zainspirują się waszymi projektami?
KASIA:
Przede wszystkim teatr wcale nie musi pracować dosłownie. Wcale nie musimy robić spektakli na temat biedy czy patologii, tylko możemy na przykład zorganizować zajęcia z capoeiry czy żonglowania. Trzeba strzec się także artystycznej kolonizacji. Pokusy wykorzystania innych ludzi – uczestników projektu – do swoich celów artystycznych. Ta granica jest bardzo cienka. Trzeba uważać, żeby jej nie przekroczyć.

 

Teatr Remus, ul. Targowa 80, 03-408 Warszawa
tel.: (0 22) 833 44 20, e-mail: kasiakazimierczuk@tlen.pl


< powrót